Wydarzenia czerwcowe udokumentowane zostały przez Leszka Paprzyckego, który wykonywał zdjęcia z okien mieszkania przy ul. Kochanowskiego 22, fot. CYRYL Leszek Paprzycki
Wyniku walk ulicznych w Czerwcu 1956 roku zginęło 58 osób, a rannych zostało co najmniej 573 osoby, ofiary upamiętnia pomnik przy ulicy Kochanowskiego, fot. Wikimedia Commons/Radomil

Kochanaja – ulica buntu

Mieszkańcy Jeżyc nieraz prezentowali postawę bezkompromisową i nie godzili się na krzywdzące decyzje. Gdy 28 czerwca 1956 roku Poznań zbuntował się, żądając „chleba i wolności”, to na Jeżycach w stronę robotników padły pierwsze strzały. To tu, na ulicy Kochanowskiego, zwanej potocznie „Kochanajem”, rozegrały się zacięte walki protestujących z funkcjonariuszami miejscowego Urzędu Bezpieczeństwa. Gdzieś tutaj śmiertelnie postrzelony został trzynastoletni Romek Strzałkowski – najmłodsza ofiara poznańskiego „Czarnego Czwartku”. Ta śmierć stała się symbolem wydarzeń Czerwca 1956 roku.

Ze względu na zaangażowanie społeczne przy budowie kościoła, świątynia na Kościelnej nazywana była „twierdzą ludu jeżyckiego”, fot. Ł. Gdak.
Jednym z głównych inicjatorów budowy był pierwszy proboszcz jeżyckiej parafii ksiądz Walenty Kolasiński, fot. Wielkopolskie Towarzystwo Genealogiczne „Gniazdo”.
Uroczystość wmurowania kamienia węgielnego pod budowę kościoła była wielkim wydarzeniem wśród mieszkańców Jeżyc, fot. Miejski Konserwator Zabytków w Poznaniu.
Budowa kościoła według projektu profesora Jana Rakowicza trwała dwa lata (1897-1899), a jej przebieg nadzorowała specjalny komitet złożony z przedstawicieli jeżyckiej społeczności, fot. Miejski Konserwator Zabytków w Poznaniu.

Kościół Najświętszego Serca Jezusowego i św. Floriana – „twierdza ludu jeżyckiego"

Kościół przy ul. Kościelnej to pierwsza świątynia katolicka wzniesiona na terenie dzisiejszego Poznania w okresie zaborów. Choć inicjatywa powstania parafii wyszła ze strony duchowieństwa, to została ona z entuzjazmem przyjęta przez mieszkańców Jeżyc, którzy spłacili zakupione pod kościół grunty oraz czynnie zaangażowali się w budowę. Społeczny wymiar tej inwestycji najlepiej oddaje zorganizowane wśród wiernych głosowanie na patrona kościoła, które wygrał św. Florian. Był to prawdopodobne jedyny przypadek w historii, gdy o wyborze patrona zadecydowali parafianie. Jednym z inicjatorów powstania jeżyckiej parafii oraz pierwszym proboszczem był ks. Walenty Kolasiński, który opisał życie codzienne Jeżyc końca XIX wieku Motto księdza brzmiało: „wytrwale pracować i niczemu się nie dziwić”.

Kościół pod wezwaniem św. Łukasza Ewangelisty był pierwszą ewangelicką świątynią poza murami XIX wiecznego Poznania, fot. Biblioteka Uniwersytecka UAM
Po zakończeniu II wojny światowej świątynię przejęli katolicy nadające jej wezwanie Podwyższenia Krzyża Świętego, fot. Ł. Gdak

Kościół Podwyższenia Krzyża – dawna parafia ewangelicko-wojskowa

Powiększająca się w XIX wieku społeczność ewangelicka na Jeżycach dążyła do wzniesienia własnej świątyni, lecz nie miała środków wystarczających na ten cel. Gmina znalazła sprzymierzeńców w garnizonie poznańskiej twierdzy. Wspólnymi siłami ewangelicy i żołnierze zbudowali elegancki, neogotycki kościół pod wezwaniem św. Łukasza, z charakterystycznym emporami wewnątrz. Relacje cywilnych parafian z wojskiem nie zawsze układały się wzorowo. Cywile narzekali na brudne ławki i posadzkę oraz „ciężkie powietrze”, jakie zostawiali po nabożeństwach wojskowi. Miało to odstraszać jeżyckich wiernych od udziału w liturgii. Zdarzały się także przypadki omdleń wśród pań. Nie pomogło zamontowanie w świątyni dodatkowych wywietrzników. Po II wojnie światowej kościół przeszedł w ręce katolików, będąc odtąd świątynią pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego.

Krystyna Feldman była wybitną aktorką charakterystyczną, mistrzynią drugiego planu, która często osadzano w rolach ekscentrycznych, a nawet dziwacznych, fot. ze spektaklu „Królowa Piękności z Leenane” w reż. Roberta Glińskiego, na zdjęciu: Krystyna Feldman, Daniela Popławska; fot. Bogusław Biegowski ze zb Teatru Nowego w Poznaniu
Tak w życiu, jak i po śmierci pozostała nieco w cieniu, na drugim planie. Jej imieniem nazwano ukryty zaułek, tylne wejście do Teatru Nowego, fot. Ł. Gdak

Krystyna Feldman – mistrzyni drugiego planu

Z pochodzenia lwowianka, artystycznego bakcyla odziedziczyła po rodzicach: słynnym aktorze Ferdynandzie i śpiewaczce operowej Katarzynie. Jeszcze przed wojną zdała egzamin aktorski w Warszawie i rozpoczęła występy przed publicznością teatralną, a wkrótce zadebiutowała także w filmie. Była wybitną aktorką charakterystyczną, mistrzynią drugiego planu. Reżyserzy często osadzali ją w rolach ekscentrycznych, a nawet dziwacznych, choć grywała również dewotki, postaci komediowe, a także mężczyzn. Pierwszoplanowym debiutem Feldman – w wieku 88 lat – była rola Nikifora Krynickiego, która przyniosła jej sukces i uznanie w świecie artystycznym. Ogólnopolską popularność zdobyła natomiast wcielając się w babkę z serialowej rodziny Kiepskich. Od 1983 roku związana była z Teatrem Nowym na Jeżycach. Po śmierci w 2007 roku artystkę upamiętniono, nazywając zaułek na zapleczu teatru jej imieniem. Tak w życiu, jak i po śmierci pozostała nieco w cieniu, na drugim planie.

Zespół kamienic przy ulicy Mickiewicza łączące w sobie cechy czynszówek oraz podmiejskich willi, fot. Ł. Gdak
Osiedlu zamieszkiwane było przez pruskich urzędników i przedsiębiorców, a po wojnie chętnie osiedlała się tam poznańska inteligencja, fot. Ł. Gdak
Wśród znanych mieszkańców willi przy ulicy Mickiewicza byli m.in. pierwszy rektor Uniwersytetu Poznańskiego, Heliodor Święcicki, architekci, Paul Lindner, Karl Roskam oraz kupiecka rodzina Kantorowiczów, fot. Ł. Gdak

Luksus po jeżycku – kamienice i wille na ul. Mickiewicza

Najbardziej wysunięta na wschód część Jeżyc po zniesieniu ograniczeń fortecznych przeznaczona została na budowę luksusowego osiedla. Jako że sprowadzić się tam mieli najbogatsi mieszkańcy Poznania, zabudowa spełniać musiała najwyższe standardy: nowe domy miały być czymś więcej niż czynszowymi kamienicami. W efekcie powstały hybrydy – wolnostojące, kilkukondygnacyjne budynki o olbrzymich metrażach, łączące w sobie cechy czynszówek oraz podmiejskich willi. Jak w kamienicach, na każdym piętrze znajdowały się po dwa luksusowe mieszkania o powierzchni około 150 m kw., ale doskonałe doświetlenie wnętrz i zielone otoczenie dawały wrażenie życia w podmiejskiej willi. Osiedle zamieszkiwane było przez elitę przedsiębiorców i architektów (początkowo głównie niemieckich). Po wojnie upodobali sobie ten fyrtel lekarze, bankierzy i naukowcy Uniwersytetu Poznańskiego.

Szkoła wzniesiono w stylu neogotyckim, który nawiązuje swą architekturą do średniowiecznych klasztorów, fot. Miejski Konserwator Zabytków w Poznaniu
Przed wejściem do budynku znajduje się pomnik patrona szkoły doktora Karola Marcinkowskiego, fot. Wikimedia Commons/Radomil

Marcinek – szkoła patriotów

Gimnazjum imienia cesarzowej Augusty Wiktorii było szkołą przeznaczoną dla miejscowych pruskich elit, które miały szerzyć kulturę i język niemiecki na wschodnich kresach państwa. Po powstaniu wielkopolskim Polacy przejęli placówkę i nadali jej imię Karola Marcinkowskiego, lekarza i społecznika, jednego z pionierów tzw. pracy organicznej. Szkoła szybko stała się jednym z najlepszych gimnazjów, a później liceów w Poznaniu. Mury tego neogotyckiego gmachu, przypominającego średniowieczny klasztor, tworzyły niezwykłą atmosferę do nauki. Mury „Marcinka” opuściło wielu wybitnych absolwentów. Łączył ich gorący patriotyzm, wzorowany na postawie patrona szkoły

Słynne małżeństwo poznańskich kinomanów przez wiele lat mieszkało na Jeżycach, w niewielkiej kawalerce przy ulicy Polnej. Fot. Wikimedia Commons/mos810
Przez kilkadziesiąt lat wspólnej odysei filmowej pozostawiali ludźmi, aż do bólu, skromnymi. Fot. Wikimedia Commons/leinad

Maria i Bogdan Kalinowscy – całe życie przed ekranem

Słynne małżeństwo poznańskich kinomanów przez wiele lat mieszkało na Jeżycach, w niewielkiej kawalerce przy ulicy Polnej. Państwa Marię i Bogdana Kalinowskich znali zarówno zatwardziali kinomani, jak i okazjonalni miłośnicy X Muzy. Pisano o nich reportaże, kręcono filmy dokumentalne, honorowano na festiwalach w całej Polsce. Oni jednak, przez kilkadziesiąt lat wspólnej odysei filmowej, pozostawiali ludźmi, aż do bólu, skromnymi. Fascynowali się kinem, które było dla nich całym życiem i faktycznym „pierwszym domem”. Pan Bogdan prowadził sumienne notatki z każdego z seansów, których łącznie zebrało się kilkanaście tysięcy. Opracował też specjalny kod, który pozwalał zaoszczędzić miejsca w kolejnych zeszytach i notesach, a zarazem umożliwiał zapisanie wszystkich szczegółów niezbędnych do późniejszych zestawień i analiz. Żyli w warunkach bardziej niż spartańskich. Gdy musieli wyprowadzić się z Jeżyc, wielu mieszkańców Poznania wsparło społeczną inicjatywę, która pozwoliła im zamieszkać w sąsiedztwie kina Muza. Pan Bogdan zmarł w 2017 roku. Pani Maria pozostała wierna wspólnej pasji do kina, którą kontynuuje w miarę swych skromnych sił.

Wśród artystów, którzy nagrywali z Wejmanami były największe ówczesne gwiazdy, Mieczysław Fogg, Marta Mirska i Tadeusz Miller z orkiestrą, fot. Wikmedia Commons/domena publiczna

Mewa i Melodje – jeżycka wytwórnia płyt

Rodzina Wejmanów przed wojną zajmowała się produkcją płócien nieprzemakalnych na potrzeby wojska, lecz Mieczysław i Maria Wejmanowie marzyli o produkcji płyt gramofonowych. Pierwsze próby realizacji tego zamiaru podjęli w Warszawie w czasie okupacji, jednak do końca wojny nie udało im się uruchomić produkcji. Ruszyła ona dopiero po powrocie Wejmanów na Jeżyce. Tam, w dawnej szwalni znajdującej się przy skrzyżowaniu ulic Kościelnej i Wąskiej, uruchomili profesjonalne studio nagraniowe. Wkrótce do ich wytwórni zgłaszali się artyści o statusie gwiazd, jak Marta Mirska i Tadeusz Miller. Do najsłynniejszych nagrań zrealizowanych na Jeżycach należy „Polka Dziadek” – hymn Lata z Radiem. Historia pierwszej powojennej wytwórni płyt kończy się w roku 1950, gdy decyzją komunistycznych władz Wejman musiał zakończyć produkcję.

Jeden z najciekawszych przykładów streetartu na Jeżycach stanowi mural argentyńskiej artystki Mariny Zumi na ścianie kamienicy przy ul. Poznańskiej 12, fot. Elżbieta Adamska / niesmigielska.com

Murale – kolorowe oblicze Jeżyc

Jeżyce to dzielnica, którą szczególnie upodobali sobie artyści streetartowi. Zapełniając swymi dziełami odrapane mury zaułków i podwórek i ślepe ściany kamienic, dają im nowe życie. Na jeżyckich ścianach oprócz kolorowych, wielkoformatowych malowideł znaleźć można poezję – wiersze Herberta czy Różewicza. Jednym z najbardziej charakterystycznych dzieł jest praca argentyńskiej artystki Mariny Zumi na ścianie kamienicy przy ul. Poznańskiej 12.

Do Zygmunta Warczygłowy, malarza i motorniczego, ze względu na styl malarski i brak dyplomu szkoły plastycznej, przylgnął przydomek „poznańskiego Nikifora”, fot. Wikimedia Commons/domena publiczna

Nikifor z Jeżyc

Mało kto dziś pamięta urodzonego na ulicy Romka Strzałkowskiego 4 (dawniej Mylnej) malarza i motorniczego, Zygmunta Warczygłowę. Ze względu na styl malarski i brak dyplomu szkoły plastycznej przylgnął do niego przydomek „poznańskiego Nikifora” oraz łatka artysty naiwnego. Lecz jak sam mówił: „Nie chciałbym też być zaliczany do tak zwanych malarzy niedzielnych, bo na przykład w niedzielę nie maluję nigdy. A więc kim jestem? Jestem malarzem niezależnym, samorządnym i samorodnym”. Oryginalny, charakterystyczny styl wypracowany przez jeżyckiego artystę potwierdza, że z pewnością można go uznać za jednego z najciekawszych malarzy powojennego Poznania.