W latach 80. XIX wieku u zbiegu dzisiejszych ulic Bukowskiej i Grunwaldzkiej założono dwa nowe cmentarze katolickie. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Były to nowy cmentarz farny oraz nowy świętomarciński, zwany też nowomarcińskim. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Cmentarze zajmowały stosunkowo dużą przestrzeń, zaaranżowaną w formie ogrodowej. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Kres funkcjonowaniu cmentarzy przyniosła II wojna światowa, gdy zostały zamknięte przez władze niemieckie. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Dawne cmentarze katolickie – zaginione nekropolie

Postępujący w XIX wieku rozwój przestrzenny Poznania wiązał się ze wzrostem liczby ludności. Oznaczało to także wzrost zapotrzebowania na miejsce, w którym można było, zgodnie z wymogami sanitarnymi, chować mieszkańców miasta. W drugiej połowie XIX wieku powoli przepełniały się największe cmentarze parafialne – farny i świętomarciński - założone kilkadziesiąt lat wcześniej poza murami miejskimi. Zastąpiły one dawniejsze nekropolie, które od czasów średniowiecza lokowano w pobliżu kościołów. W latach 80. XIX wieku u zbiegu dzisiejszych ulic Bukowskiej i Grunwaldzkiej założono dwa nowe cmentarze katolickie – tzw. nowy cmentarz farny oraz nowy świętomarciński, zwany też nowomarcińskim. Przez następne kilkadziesiąt lat były one miejscem spoczynku wielu tysięcy poznaniaków. Zajmowały stosunkowo dużą przestrzeń, zaaranżowaną w formie ogrodowej. Od południa graniczyły z cmentarzem żydowskim przy ulicy Głogowskiej. Z chwilą powstania w ich sąsiedztwie terenów wystawowych, stanowiących dziś cześć Międzynarodowych Targów Poznańskich, nekropolie pozostały wyspami ciszy i zieleni pośród miejskiego gwaru. Były miejscami odpoczynku chętnie odwiedzanymi przez mieszkańców podczas niedzielnych spacerów. Kres funkcjonowaniu cmentarzy przyniosła II wojna światowa, gdy zostały zamknięte przez władze niemieckie. W latach powojennych wzniesiono w ich miejscu zabudowania targowe.

Budynki elektrowni w 1914 przejęła firma

Gminna elektrownia - energia dla Łazarza

Jeżyce, Łazarz i Wilda u schyłku XIX wieku coraz mocniej ciążyły ku Poznaniowi. Ambicją lokalnych władz było, by ich fyrtle zostały przyłączone do miasta już jako wysoce zorganizowane, ucywilizowane przedmieścia. Jednym z kluczowych celów związanych z wzrostem jakości życia mieszkańców była elektryfikacja domostw – własne elektrownie dla gmin powstawały w ostatniej dekadzie stulecia. Łazarski obiekt, łączący funkcje energetyczne i wodociągowe, otwarty został w 1894 roku. Niewielki budynek siłowni i przepompowni, reprezentujący spotykany jeszcze nieraz w architekturze przemysłowej styl arkadowy (Rundbogenstil), ulokowano przy ówczesnej ulicy Jagowa (obecna ulica Sczanieckiej). W 1897 roku w związku z rosnącym zapotrzebowaniem na prąd dobudowano kolejny budynek mieszczący generatory. Główny kompleks budynków elektrowni tworzył kształt litery L, a wokół postawiono kilka obiektów pomocniczych. Produkcję energii zakończono tutaj w 1910 roku, po uruchomieniu na Grobli nowej kotłowni zdolnej zaspokajać potrzeby energetyczne przedmieść. Pozostałe budynki pełniły nadal funkcje przemysłowe, stając się siedzibą rozmaitych przedsiębiorstw, m.in. w latach międzywojennych Fabryka Maszyn B. Ziółkowski i Spółka. Ostatnie zabudowania wyburzono już w XXI wieku. Dziś stoją tu budynki mieszkalne.

Kamienica w której mieścił się zakład Pomorskiego istnieje do dziś. Fot. Wikimedia Commons, Jerzy

Fabryka krówek Pomorskiego - narodziny mordoklejki

Czy kultowe cukierki „krówki” narodziły się w Poznaniu? Wiele wskazuje na to, że właśnie tak mogło być! Feliks Pomorski, uważany za ojca tego przysmaku, pochodził z wschodniej Wielkopolski, ale wyrobu słodyczy nauczył się w Żytomierzu na Wołyniu. Tam po 1907 roku, pracując u swojego wuja, poznał recepturę wyrobu bardzo słodkiej, ciągliwej masy z mleka, masła i cukru. Pomysł, by wytwarzać ją w formie niewielkich, opakowanych pojedynczo cukierków z wizerunkiem krowy na papierku zrealizował już po odzyskaniu niepodległości, gdy postanowił zainwestować żytomierskie oszczędności w Poznaniu. Początkowo fabryki mieściły się na dzisiejszych ulicach Szewskiej i Strzeleckiej, a w latach trzydziestych otwarto łazarski zakład na Kanałowej. Podczas II wojny światowej fabryka została przejęta przez Niemców, a Feliks Pomorski w zawierusze wojennej wznowił produkcję słodyczy w podwarszawskim Milanówku. Tamtejszy zakład, choć znacjonalizowany w latach 50., dziś znowu należy do rodziny Pomorskich i nadal produkuje krówki według receptury stosowanej kiedyś na Łazarzu.

Przy ulicy Kolejowej powstała jedna z pierwszych fabryk na Łazarzu. Fot. Ł. Gdak

Fabryka przy Kolejowej - własnym przemysłem

Dolny Łazarz określany jest czasem jako przemysłowa część dzielnicy. Źródeł tej specyfiki można doszukiwać w XIX wieku, gdy przy końcu ulicy Alejowej (dzisiejszej Gąsiorowskich), w okolicach nie wytyczonej jeszcze wówczas ulicy Kolejowej, powstała jedna z pierwszych na Łazarzu fabryk. Założył ją w 1872 roku inżynier i weteran powstania styczniowego, Napoleon Urbanowski, w spółce z innymi fabrykantami. Fabryka maszyn rolniczych i lejarnia żelaza, bo tak nazywał się zakład, działała w tej samej branży, co większe zakłady Hipolita Cegielskiego. Rodzina Urbanowskich zaangażowała się mocno w życie ówczesnej wsi – weszła w posiadanie wielu nieruchomości, a także wspierała finansowo budowę łazarskiego kościoła. W początkach XX wieku zakład przy Kolejowej przeszedł w ręce firmy „Nitsche i spółka”, i pod tą marką wytwarzał przede wszystkim urządzenia rolnicze, aż do wielkiego kryzysu w latach 30-tych XX wieku. Zabudowania fabryczne i (mocno przebudowana) dawna willa Napoleona Urbanowskiego istnieją przy ulicy Kolejowej do dziś.

W ogrodach takich jak Zameczek Polny czas wolny spędzało wielu mieszczan czasu belle epoque. Ryc. Biblioteka Uniwersytecka UAM
Feldschloss był jednym z dwóch popularnych łazarskich ogrodów. Ryc. Archiwum Państwowe w Poznaniu

Feldschloss - zamek rozrywki

Ogród rozrywkowy, zwany od znajdującego się w nim budynku restauracji naśladującego dworek „Zameczkiem Polnym” (Feldschloss), znajdował się między późniejszą ulicą Śniadeckich a główną łazarską drogą, na wysokości dzisiejszej parceli Głogowska 34. Od południa ograniczony był obszarem szkółki drzew. Jeszcze na długo przed gwałtowną urbanizacją Łazarza i zabudową Głogowskiej wielokondygnacyjnymi kamienicami w latach 70. XIX wieku mieszkańcy spotykali się tutaj, by zażyć kontaktu z naturą i rozerwać się, korzystając z tutejszego wyszynku. Feldschloss był starszym z łazarskich établissements, choć w porównaniu z drugim ogrodem na Wzgórzu św. Łazarza cieszył się mniejszym prestiżem. Feldschloss powstał na terenach należących wcześniej do właściciela pobliskiego browaru Neue Posener Bierbauerei i wydaje się, że funkcjonowanie browaru i restauracji było ze sobą powiązane. Część terenu, na którym działało założenie, do dziś pozostała niezabudowana. Miejsce to można odnaleźć na tyłach kamienic przy ulicy Głogowskiej.

Rodzina Franciszka Witaszka mieszkała w nieistniejącym już domu przy dzisiejszej ulicy Dmowskiego. Fot. SP nr 9
Witaszek był lekarzem i biologiem, a w latach przedwojennych przedsiębiorcą i wynalazcą. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Franciszek Witaszek - lekarz w walce z okupantem

Złośliwy żart o czasach II wojny światowej mówi, że „w Poznaniu nie było konspiracji, ponieważ Niemcy na to nie pozwolili”. To oczywiście nieprawda. Wśród spektakularnych poznańskich aktów oporu wyróżniała się działalność Franciszka Witaszka, mieszkającego w nieistniejącym już domu przy dzisiejszej ulicy Dmowskiego. Ten lekarz i biolog, a także przedwojenny przedsiębiorca i wynalazca, w czasie kampanii wrześniowej walczył nad Bzurą. Następnie wrócił do Poznania i zaangażował się w działalność Służby Zwycięstwu Polsce, a potem Związku Walki Zbrojnej. Witaszek szkolił personel medyczny, a także przygotowywał wraz ze współpracownikami wyroby chemiczne: lekarstwa, produkty medyczne, ale też środki korozyjne i toksyczne. Według przekazów, stanowczo odrzucanych jednak przez potomków doktora, zespół produkował także trucizny i broń biologiczną, mającą służyć do zakażania niemieckich oficerów. Wiadomo że takie zarzuty postawili mu Niemcy. Został schwytany przez Gestapo i zamordowany w Forcie VII. Okupanci uznali doktora Witaszka za duże zagrożenie. Jego głowę zakonserwowali w formalnie z podpisem: „głowa inteligentnego polskiego masowego mordercy". Do dziś działalność komórki ruchu oporu kierowanej przez Franciszka Witaszka czeka na kompleksowe zbadanie.

Ulica Graniczna w swej nazwie upamiętnia dawną granicę Łazarza. Fot. Wikimedia Commons - Jerzy

Ulica Graniczna - łazarski limes

Niezwykle dynamicznie zmieniało się oblicze przestrzenne Łazarza. Długo pozostawał on w bliskich relacjach z Wildą, z której de facto się wyłonił. W jej północnej części bowiem w XVI wieku powstał szpital dla ubogich i chorych pod wezwaniem św. Łazarza. Dał on początek dziejom łazarskiej wsi. Z czasem teren zajmowany przez szpital i stanowiący jego własność znacznie się powiększył, by ostatecznie sięgnąć granic innej wiejskiej osady – Górczyna. W XIX wieku Łazarz od Wildy oddzielał niewielki strumień, wzdłuż którego przebiegała późniejsza ulica Graniczna. To ona wytyczała granicę między dwoma szybko rozwijającymi się przedmieściami. Nie zmieniło tego uruchomienie w połowie XIX wieku linii kolejowej do Wrocławia, która odcięła od Wildy część gruntów położonych na zachód od torów. Dopiero włączenie do Poznania wiejskich przedmieść w 1900 roku dało okazję do przesunięcia granicy. Od tego czasu obszar Łazarza sięga torów kolejowych, a o miejscu styku dawnych wsi przypomina jedynie nazwa ulicy Granicznej.

Słynną trójkę poznańskich kryptologów tworzyli: Marian Rejewski, Henryk Zygalski, Jerzy Różycki. Fot. Ł. Gdak
Rodzice Henryka Zygalskiego byli współwłaścicielami i czasowymi mieszkańcami willi przy dzisiejszej ulicy Matejki. Fot. Ł. Gdak

Henryk Zygalski - kryptolog (nie) z Łazarza

Często jednym tchem wymienia się słynną trójkę kryptologów: Rejewski, Zygalski, Różycki. Mówi się o nich „poznańscy” - bo tutaj studiowali i rozpoczynali swoje prace nad złamaniem Enigmy. Spośród nich w Poznaniu urodził się jeden - Henryk Zygalski. Sam kryptolog nie miał jednak okazji zostać mieszkańcem Łazarza - większość poznańskich lat swojego życia spędził w innym mieszkaniu, w centrum, przy dzisiejszej ulicy Mielżyńskiego 22. Stąd miał kilka kroków zarówno na uczelnię mieszczącą się w Zamku, jak i do pracy w poznańskim oddziale Biura Szyfrów. Dalsza kariera zaprowadziła go do Warszawy. Zygalski podczas II wojny światowej znalazł schronienie w Anglii, gdzie przebywał kilkadziesiąt lat, aż do końca życia. Skąd zatem Łazarz? Rodzice Henryka Zygalskiego byli współwłaścicielami i czasowymi mieszkańcami willi przy dzisiejszej ulicy Matejki 32. Mimo, że sam matematyk nie mieszkał na Łazarzu, wciąż silna jest tu pamięć o nim - upamiętnia go np. tablica na willi przy ulicy Matejki, a wśród mieszkańców wciąż znajdziemy jego krewnych.

Bryła dawnej kawiarni Hortexu wyróżnia się z okolicznej architektury. Ryc. Ł. Gdak

Hortex - słodycz lat minionych

W latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku pokolenie powojennych „babyboomersów” wchodziło w dorosłość, a marketing polityczny ekipy Gierka przekonywał, że oto wreszcie nastał czas dostatniego i wygodnego życia w dziesiątej potędze gospodarczej świata. U progu stał kryzys, a zaopatrzenie pozostawiało wiele do życzenia, niemniej rozbudzająca się konsumpcja skutkowała między innymi wzrostem popularności lokali gastronomicznych. Przy ulicy Głogowskiej 29 w 1977 roku otwarto cukiernię i cocktail bar Hortexu. Szklano-stalowy, modernistyczny pawilon z charakterystycznymi panoramicznymi oknami na piętrze „przytulił się” do bocznej ściany dziewiętnastowiecznej kamienicy. Frontem zwrócony był nie do ulicy, ale do pustej wówczas działki sąsiadującej z budynkiem od południa. Choć pod względem formy nie pasował do otoczenia architektonicznego, stał się popularnym miejscem spotkań, a bywalcy do dziś wspominają serwowane tam lody, koktajle mleczne i innego rodzaju desery. Lokal wraz z ogródkiem letnim mógł przyjąć ponad 500 gości, a ze wspomnień bywalców wynika, że nieraz mimo to trudno było znaleźć wolne miejsce. Dodatkowo prowadzono sprzedaż na wynos „z okienka”, do którego ustawiały się kolejki. Z pewnością wpływ na popularność kawiarni miała lokalizacja – niedaleko stąd do Targów i Dworca Głównego. Dziś pawilon dawnego Hortexu to niezachęcający do odwiedzin pustostan – odbywają się w nim czasem animowane przez łazarskich społeczników wydarzenia kulturalne, ale wciąż czeka on na pełne, stałe zagospodarowanie.

Ze względu na ograniczenia forteczne, budynek zbudowano w technologii fachwerkowej. Ryc. Biblioteka Uniwersytecka UAM

Hotel Dworcowy - przy ulicy której nie ma

Otwarcie dworca kolejowego na skraju Łazarza otworzyło nowe możliwości i perspektywy rozwoju dla Poznania i ówczesnych podpoznańskich gmin. Zaczęły wyrastać przedsiębiorstwa związane z ruchem kolejowym – w tym hotele. Utrudnienie dla rozwoju stanowiły obowiązujące aż do przełomu XIX wieku ograniczenia budowlane związane z funkcjonowaniem Twierdzy Poznań – wojskowi zarządcy miasta nie chcieli zaakceptować nawet murowanej konstrukcji budynku dworca. Z podobnymi problemami borykał się powstały pod koniec XIX wieku hotel, zlokalizowany przy nieistniejącej dziś ulicy Lenaua, w miejscu, gdzie obecnie znajdują się zabudowania Międzynarodowych Targów Poznańskich. Inwestorem i pierwszym właścicielem hotelu był znany poznański kupiec zajmujący się głównie importem i hurtem win, August Cichowicz. Funkcjonujący jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym obiekt kilkukrotnie zmieniał nazwy i właścicieli: przez jakiś czas na przełomie wieków znany był jako hotel Concordia, a także Bahnhof Hotel i w końcu w spolszczonej formie – Hotel Dworcowy.