Potoczne określenie „Hermanka” wzięło się od nazwy spółki „Hermannmühlen”. Fot. Muzeum Historii Miasta Poznania
Zakład przez lata zaopatrywał mieszkańców Wildy w mąkę i chleb. Fot. Ł. Gdak

Młyn Hermanka - po mąkę i chleb

Będąca jeszcze poza granicami Poznania, ale szybko rozwijająca się Wilda stała się łakomym kąskiem dla różnej maści inwestorów. U progu ery przemysłowej rosło bowiem zapotrzebowanie na produkcję coraz większej ilości żywności. Pod koniec XIX wieku przy dzisiejszej ulicy Fabrycznej z inicjatywy Abrahama Rotholtza i Isidora Lewina wzniesiono potężny młyn. Wskutek przekształceń własnościowych trafił on do spółki „Hermannmühlen” – stąd powszechnie zaczęto nazywać go „Hermanką”. Zawiadujący również młynem w podswarzędzkim Zielińcu właściciele stali się poważnymi graczami na rynku. Sam zakład działał przez długie lata, jeszcze po II wojnie zaopatrując mieszkańców Poznania w mąkę. Dziś młyn jest nieczynny i częściowo zniszczony w wyniku pożaru. Z kompleksu zachował się budynek główny. Reprezentuje on cechy nieco już staromodnego pod koniec XIX wieku stylu arkadowego. Pozostaje jednak świadectwem klasy architektonicznej, jaką cechowała się ówczesna zabudowa przemysłowa Wildy.

Po II wojnie światowej nekropolię rozebrano i utworzono w jej miejscu Park Lubuski. Fot. Ł. Gdak
Przez długi czas na terenie parku można było natrafić na pozostałości nagrobków. Fot. Wikimedia Commons/mos810

Park Drwęskich – (Nie)wieczny odpoczynek

W latach 60. XIX wieku na ówczesnych południowych obrzeżach poznańskiej twierdzy, w okolicach dzisiejszej ulicy Topolowej, założony został cmentarz ewangelickiej parafii św. Pawła. Funkcjonował on do początków XX wieku, gdy w związku z brakiem miejsca, został zamknięty. Jedna z kwater nekropolii wydzielona została dla pochowanych w zbiorowych mogiłach jeńców francuskich, zmarłych w Poznaniu wskutek ran lub chorób podczas wojny prusko-francuskiej w latach 1870-1871. Z chwilą zaprzestania pochówków pojawiły się pomysły założenia w tym miejscu publicznego parku. W latach 30. XX wieku poznańscy ewangelicy przekazali nekropolię miastu. Powstał wówczas, niezrealizowany wskutek wojny, projekt przekształcenia terenu w park i lapidarium. W okresie powojennym nekropolię po prostu rozebrano i utworzono w jej miejscu Park Lubuski, obecnie noszący imię Izabeli i Jarogniewa Drwęskich. Dziś starsi mieszkańcy Wildy pamiętają zapewne zjazdy na sankach ze stromej cmentarnej górki, podczas których trzeba było uważać, by nie wjechać w pozostałości nagrobków.

Patyczak od początku swojej działalności jest twórcą społecznie zaangażowanym. Fot. Oficyna Agrafka

Patyczak - w ramach walki ze wszystkimi schematami

Zapewne nie każdy wie, że na Wildzie spotkać można jednego z ciekawszych artystów polskiej sceny punkowej. To Grzegorz Kmita, znany jako Patyczak, kojarzony przede wszystkim z projektem Brudne Dzieci Sida. Nazwa owego zespołu, tworzonego przez muzyka oraz jego gitarę, nawiązuje oczywiście do Sida Viciousa, legendy punkowej sceny. Patyczak to autor protest-songów (Fak Mak), narracyjnych opowieści o życiu subkultury (Rzuć jakieś drobne na wino) czy celnych komentarzy społecznych (Piosenka o kwadratowym mieście). Jego utwory, celowo charakteryzujące się oszczędną warstwą kompozycyjną (Trzy akordy darcie mordy), śpiewane są przy ogniskach i na imprezach w całej Polsce. Poza działalnością muzyczną Patyczak jest m.in. magistrem socjologii, członkiem społeczności wolnego oprogramowania, przewodnikiem miejskim oraz zaangażowanym w życia fyrtla i miasta społecznikiem.

Pawilon posiada cechy typowe dla nurtu w architekturze zwanego postmodernizmem. Fot. Ł. Gdak

Pawilon na Wierzbięcicach – Dyskretny urok postmoderny

O polskim postmodernizmie powiedziano i napisano wiele. Dla jednych to emanacja architektonicznego kiczu, który zalał nasze miasta w ostatniej dekadzie XX i na początku XXI wieku. Inni zwracają uwagę na bardziej udane realizacje, a niekiedy całkiem niezłe wpisanie się przedstawicieli tego nurtu w miejską zabudowę. Choć jego korzenie sięgają schyłkowego PRL-u, to najbardziej rozwinął się w wolnorynkowym okresie „burzy i naporu”. Był symbolem „późnej nowoczesności”, tworzącym kostium dla niezliczonej masy „świątyń kapitalizmu”, biurowców, pawilonów, hoteli, domów wielorodzinnych, a nawet obiektów użyteczności publicznej (jak słynne „pałace ZUS-u”). Jego znaki rozpoznawcze to: fantazyjna bryła, refleksyjne szkło, odważna kolorystyka, eksperymenty z materiałem elewacyjnym, a niekiedy też, mniej lub bardziej wyraźne, pastiszowe odwołania do wcześniejszych stylów. W tym kontekście wildecki pawilon jest dość skromnym budynkiem biurowo-usługowym, którym starano się wypełnić lukę w kamienicznej zabudowie. Nie należy z pewnością do wybitnych przykładów architektury „po-mo”. Posiada jednak cechy typowe dla panującej wówczas mody. Jest więc niewątpliwym znakiem czasu.

Monumentalna forma pomnika odzwierciedlała ducha epok, w której powstał. Fot. Ł. Gdak

Pomnik Powstańców Wielkopolskich - rewolucyjny moment

Zielony teren oddzielający zabudowania Wildy od ruchliwej ulicy Królowej Jadwigi nosi dziś nazwę parku Izabeli i Jarogniewa Drwęskich. W połowie lat 60. XX wieku w jego zachodniej części wzniesiono pomnik Powstańców Wielkopolskich – zwieńczenie wielu dekad starań o uhonorowanie zwycięskiego zrywu z lat 1918-1919. Monumentalna forma pomnika odzwierciedlała ducha epoki. Główny element stanowiła 17-metrowej wysokości bryła ozdobiona piastowskim orłem i płaskorzeźbami przedstawiającymi epizody z walk Wielkopolan o niepodległość. Wśród nich pojawił się socjalista Marcin Kasprzak, obejmujący czułym gestem poznańskiego robotnika. Kompozycję uzupełniają dwie ponadnaturalnych rozmiarów figury przedstawiające powstańczego oficera i szeregowca. Ponoć na ustawienie ich przy granitowym prostopadłościanie nalegał Jan Szydlak – ówczesny I sekretarz KW PZPR, który niechętnie spoglądał na abstrakcyjną formę monumentu.

O „poznańskich pyrach” słyszano w całej Polsce. Fot. Ł. Gdak

Pomnik Pyry - o bulwa!

Z Poznaniem kojarzą się koziołki, pracowitość, nadmierna oszczędność, ale przede wszystkim – pyry. Faktycznie już od XVIII wieku uprawa ziemniaków upowszechniła się w Wielkopolsce, a potrawy z tego warzywa znalazły poczesne miejsce w lokalnej kuchni. Wprawdzie nie ma zgody co do źródła pochodzenia gwarowego określenia tej pożywnej bulwy. Niewykluczone, że pochodzi ona od zniekształconej nazwy Peru, ojczyzny ziemniaka. Z pewnością jednak brzmi ono poznaniakom zdecydowanie bardziej swojsko niż popularny gdzie indziej „kartofel”. O „poznańskich pyrach” słyszano w całej Polsce. Nic dziwnego więc, że właśnie w stolicy Wielkopolski postawiono pomnik… pyry. Pięciotonowy głaz kształtem przypominający bulwę umieszczono w 2007 w parku Jana Pawła II. To jeden z dwóch pomników ziemniaka w Polsce – drugi znajduje się w zachodniopomorskim Biesiekierzu.

Przedogródki zachowały się do dziś na całej długości ulicy. Fot. Muzeum Historii Miasta Poznania

Poplińskich - eleganckie przedogródki

Do kamienicznego fasonu początku XX wieku należało posiadanie dobrze utrzymanych przedogródków – przestrzeni zielonych na fragmentach posesji przed fasadami budynków. Były to nie tylko swoiste wizytówki „porzundku” panującego w danej kamienicy, ale i oazy natury w coraz gęściej zabudowanym mieście. Ich forma podlegała ścisłemu uregulowaniu. Dzięki temu nie tylko ożywiały one przestrzeń, poprawiając estetykę ulic, ale pozytywnie wpływały na kwestie związane z właściwą wentylacją i regulacją temperatury między kamienicami. Tradycja przedogródków stopniowo zanikała, zwłaszcza po II wojnie światowej, i dziś stanowią one rzadkość w krajobrazie śródmiejskich dzielnic. Tym cenniejsze są zatem miejsca takie jak ulica Poplińskich, gdzie przedogródki zachowały się na całej jej długości i nadają okolicy wyjątkowy, niegdysiejszy charakter.

Historia „Ceglorza” na stałe związała się z Poznańskim Czerwcem 1956. Fot. Ł. Gdak
O bohaterskim zrywie poznańskich robotników informują pamiątkowe tablice. Fot. Ł. Gdak

Poznański czerwiec 1956 - stukot okuloków

28 czerwca 1956 roku po fiasku negocjacji z komunistyczną władzą rozczarowani i oszukani robotnicy Ceglorza ogłosili bunt. Zmusiła ich do tego drożyzna, zwiększanie planów produkcyjnych, oszukiwanie na premiach i wynagrodzeniach, a także odrzucanie zgłaszanych postulatów. Strajkujący robotnicy utworzyli pochód i skierowali się w stronę miasta. Niektórzy mieszkańcy Wildy do dziś pamiętają stukot „okuloków”, roboczych butów na drewnianej podeszwie, który niósł się po kamiennym bruku. Pochód, do którego dołączali poznaniacy z innych zakładów, dotarł na tzw. plac Stalina (obecnie Mickiewicza), gdzie pod oknami najważniejszych urzędów i instytucji „ludowej władzy” odbyła się wielka demonstracja. Napięcie eskalowało, rozgorzały dramatyczne walki uliczne bezwzględnie i krwawo stłumione przy pomocy wojska i czołgów. Zginęło kilkadziesiąt osób, kilkaset zostało rannych, tysiące spotkały represje. Poznański Czerwiec był pierwszym w Polsce tak dużym wystąpieniem robotniczym przeciw władzom PRL.

Roman Wilhelmi urodził się przy dzisiejszej ulicy Sikorskiego. Fot. Ł. Gdak
Wielu poznaniaków do dziś z sentymentem wspomina najlepsze role aktora. Fot. Ł. Gdak

Roman Wilhelmi - kariera wybitnego aktora

W 1936 roku w rodzinie Zdzisława i Stefanii Wilhelmich, mieszkających przy ulicy Strumykowej 11 (dziś Sikorskiego), przyszedł na świat syn Roman. Wówczas nikt się nie spodziewał, że ten wildecki szczun stanie się jednym z najsłynniejszych polskich aktorów. Gdy Roman był jeszcze dzieckiem, rodzina wyprowadziła się na Jeżyce. Niewykluczone, że już w Poznaniu objawiła się jego teatralna pasja, choć pierwsze szczeble kariery zaczął zdobywać dopiero po ukończeniu warszawskiej PWST i występach w Teatrze Ateneum. W latach swoich największych sukcesów Wilhelmi zachował związki z rodzinnym miastem. Zagrał wiele ról, które przeszły do historii polskiego teatru, filmu i telewizji, w tym najsłynniejsze w serialach Alternatywy 4 czy Kariera Nikodema Dyzmy. Pod koniec życia znów pojawił się w Poznaniu, by grać na deskach Sceny Na Piętrze. O charyzmatycznym i wszechstronnym aktorze rodem z Wildy wspomina pamiątkowa tablica umieszczona w pobliżu jego miejsca urodzenia przez mieszkańców fyrtla.

W początkach XIX wieku przy rynku stanął wiatrak. Fot. Muzeum Historii Miasta Poznania
Jeszcze w drugiej połowie XX wieku przy rynku istniała stara wiejska zabudowa. Fot. Biuro Miejskiego Konserwatora Zabytków
Niegdyś każdego popołudnia stragany były usuwane z rynku, który stawał się placem. Fot. Biuro Miejskiego Konserwatora Zabytków

Rynek Wildecki - ruch jak na Wildzie

Życie poznańskich fyrtli koncentruje się wokół lokalnych rynków. Ten na Wildzie, pamiętający jeszcze odległe czasy funkcjonowania miejskiego folwarku, inaczej niż w przypadku pozostałych dzielnic, faktycznie stanowił centrum dawnej wsi. W początkach XIX wieku stanął tutaj wiatrak. Domy, z początku drewniane i kryte strzechą, stopniowo zastępowane były niewysokimi budynkami fachwerkowymi. Kilkadziesiąt lat później boom inwestycyjny doprowadził do obudowania rynku i pobliskiego placu (dziś imienia Marii Skłodowskiej-Curie) gmachami użyteczności publicznej. Nadano im popularny wówczas historyczny kostium architektoniczny. Całość utworzyła harmonijny układ o bardzo reprezentacyjnym charakterze, co do dziś wyróżnia wildecki rynek na tle innych placów dzielnicowych w mieście. Od niepamiętnych czasów płytę placu wypełnia gwar codziennych zakupów. Na straganach wildzianie kupują między innymi kwiaty, owoce, warzywa i inne artykuły spożywcze.