Wiosną 1941 roku Poznań wydawał się bezpieczną przystanią dla Niemców – alianckie bombowce miały problemy, by jej dosięgnąć. Czasy dywanowych nalotów były pieśnią przyszłości. Samotny brytyjski Halifax pojawił się nad miastem w nocy z 8 na 9 maja 1941 roku. Prawdopodobnie znalazł się tu przez przypadek – jego cele leżały gdzieś indziej, może we Frankfurcie nad Odrą. Pojedyncza potężna bomba lotnicza spadła na Łazarz i trafiła zabudowania położone w okolicy Parku Wilsona oraz ulic Śniadeckich i Parkowej. Oficyny kamienic, a także budynki Centralnej Restauracji PeWuKi i dawnego browaru legły w gruzach lub uległy poważnym uszkodzeniom. Zginęło co najmniej 20 osób. Do dziś nie jest pewne, dlaczego bombę zrzucono właśnie na to miejsce Do prac ratowniczych i porządkowych zmobilizowano służby porządkowe, jeńców, więźniów oraz mieszkańców Łazarza, łącznie przeszło 1000 osób. Kolejne bomby spadły na Poznań w roku 1944. Wtedy były to już przygotowane, zmasowane naloty. Niektóre cele znów mieściły się na Łazarzu: były to m.in. dworzec kolejowy i fabryki zbrojeniowe na terenie Targów.